Blog

  • Kto może pomóc mojemu psu?

    29/08/2022

    “często okazuje się, że przede mną był już jakiś specjalista, który uczył psa różnych zadań, korygował jego zachowanie za pomocą narzędzi typu kolczatka czy dławik, a np. zachowania terytorialne próbował okiełznać wiążąc psa na parę godzin do pala w ogrodzie”

    Gdy mają Państwo problem z psem, stajecie wówczas przed nie lada dylematem: kto może pomóc Wam i psu? Tym artykułem chcę na to pytanie odpowiedzieć.

    Jestem zoopsychologiem. Zoopsycholog to zawód wpisany na listę zawodów pod nr 516407. Określa specjalistę badającego bardzo szeroki zakres relacji pies-człowiek. Zoopsycholog pojawia się zwykle wtedy i zwykle tam, gdzie jest kryzys w tych relacjach. Jest terapeutą, wie jak pracować z psem, jak modyfikować zachowania, ale potrafi też rozmawiać i pracować z ludźmi. Ponieważ przygotowany jest do zawodu od strony kynologicznej i weterynaryjnej, to w pracy z psem zawsze musi umieć różnicować podłoże zaburzeń zachowania psa, ale też musi rozumieć samego psa, jego specyfikę gatunkową i rasową. Zna zagadnienia etologii, wie jak funkcjonują psy, w jaki sposób rozumieją, uczą się, zapamiętują, czego potrzebują. Potrafi komunikować się z nimi. Rozumie ich mowę ciała i język ich emocji.

    U nas w Polsce mówi się o “psychologach psów/kotów” czy “behawiorystach”, przy czym to drugie określenie jest rozpowszechnione. Nie można jednak zamiennie mówić “trener psów”, bo to zupełnie inny zakres przygotowania do zawodu i samej pracy! Ja mówię o sobie czasem “behawiorystka”, bo pod takim hasłem ludzie wyszukują w internecie. Na dyplomie jednak mam “zoopsycholog” i do takiego zawodu się kształciłam. A propos internetu - możemy tam znaleźć informacje, że nie trzeba żadnego kursu ani tym bardziej studiów skończyć, by zostać behawiorystą, że zawód ten nie jest regulowany, a behawiorystą może nazwać się każdy. Za tym jednak idzie różnica w wiedzy, którą może zmierzyć tylko faktyczna praca.

    Czy behawiorysta i zoopsycholog to to samo co trener? Nie. A czy zoopsycholog to behawiorysta? Poza kwestią zawodu (zoopsycholog to zawód, behawiorysta - nie, ale stosuje się zamiennie nazewnictwo) i sposobu zdobycia dyplomu, moje osobiste zdanie na temat różnic jest takie:

    • behawioryści pracują nad wpływaniem na to, co dzieje się dokoła zachowania psa - nad środowiskiem jakie je wywołuje i nad tym, co to zachowanie utrwala, silny nacisk kładąc na system nagród i kar. Tutaj na szczególne wspomnienie zasługują trenerzy, którzy zwykle dobrze przygotowani od strony kynologicznej i współpracujący z hodowcami, świetnie potrafią angażować psy ras pracujących, organizują psie sporty - i z pewnością warto z ich ofert korzystać gdy np. mamy psa rasy gończy polski mieszkającego w blokowym mieszkaniu, czy border collie, który na co dzień ma tylko miejskie spacery;
    • modyfikacje zachowań jak u behawiorystów ale zakres rozpoznawania problemu i pracy o wiele szerszy, biorący pod uwagę psychobiologię psa, emocje, mózg, biochemię organizmu, reakcje na poziomie neurofizjologicznym, medyczne przyczyny zachowań niepożądanych, wpływ żywienia na problemy behawioralne, sięganie po wsparcie do farmakologii - tak pracują zoopsycholodzy i lekarze weterynarii.

    Myślę, że różnica między nami polega na tej wiedzy, na zakresach pracy i na przekonaniach osobistych. Tam, gdzie jest problem z agresją, lękiem, czy zachowaniami trudnymi do zaakceptowania - polecam najpierw zoopsychologa. Nie zawsze rozmawiacie Państwo z lekarzem weterynarii o zachowaniu psa, a trener raczej nie będzie wnikał w przyczyny medyczne agresji. Jeśli problem leży w ciele - wyłapie to zoopsycholog. On też zaproponuje pracę behawioralną dostosowaną do możliwości człowieka i dynamiki rodzinnej. Przykłady z życia? Proszę:


    1. pies diagnozowany pod kątem zespolenia wrotno-obocznego, z którym pracowało 2 trenerów i behawiorysta. W grze były kolczatki, dławiki, twarda szkoła, trening sportowy. Problem agresji się nasilił a zajęć pies omal nie przypłacił życiem. Dlaczego nie zdiagnozował tego lekarz weterynarii? Bo nikt z nim nie rozmawiał o agresji, zachowaniu psa w domu. Krążenie wrotno-oboczne nie jest wypisane na psim grzbiecie.
    2. rozstrój hormonalny spowodowany traumą (wypadek, uszkodzenie ciała, przerażające okoliczności) spowodował, że pies od roku podczas spacerów potrafi kłaść się na ulicy, ślinić się, dyszeć. Również “ktoś już pracował”, proponowano dławiki, metodę zalewania bodźcami. Pies mało nie skonał w stresie. Przez rok miał i schronisko i dwa domy tymczasowe, nie było możliwości normalnie z psem pracować, więc i tej diagnostyki nie było rzetelnej. Dziś pies jest na lekach, które pozwalają mu myśleć, wyjść ze stanu paniki, co dotąd było niemożliwe na poziomie biochemicznym.

    Jeśli za zachowanie psa odpowiada ból, problem medyczny, czy rozstrój hormonalny, to ja potrafię to rozpoznać. Jednak często okazuje się, że przede mną był już jakiś specjalista, który uczył psa różnych zadań, korygował jego zachowanie za pomocą narzędzi typu kolczatka czy dławik, a np. zachowania terytorialne próbował okiełznać wiążąc psa na parę godzin do pala w ogrodzie. Problemu to nie rozwiązało a wręcz doprowadziło do dramatycznych zdarzeń, z pogryzieniami właścicieli łącznie.


    Zapewne w wielu przypadkach, jak zwykle, wszystko zależy od ludzi, bo znam behawiorystów i trenerów świetnie przygotowanych od strony neurofizjologii ale najczęściej i tak pracują głównie z psem i jego zachowaniami. Ja zadaję mnóstwo pytań, pracuję z ludźmi, z emocjami całej rodziny, wnikam w motywacje psa z jego punktu widzenia i z tobołkiem mojej wiedzy i tam szukam przyczyn kryzysu.
    Najkorzystniej jest współpracować i ja zawsze wybieram drogę współpracy. Dlatego współpracuję i z trenerami, i z lekarzami weterynarii, bo wtedy jesteśmy kompletni i diagnostycznie, i praktycznie.

    Każdy terapeuta ma jakiś swój plan, dlatego zawsze zalecam trzymanie się w pierwszej kolejności osoby, z którą aktualnie Państwo pracują. Bo czy mój plan jest lepszy? Trudno powiedzieć. Zakłada pracę własną właściciela, a to nie wszystkim się musi podobać. Nie nauczę psa “tylko tego by nie atakował na spacerach”, jeśli przyczyny leżą głęboko w relacji i środowisku życia psa, bo na przykład nikt nad psem nie panuje, nie stawia mu żadnych wymagań czy granic. Zachowania na spacerach są tego efektem a nie problemem autonomicznym. Nie wręczę nikomu obroży elektrycznej tylko dlatego, by nie musiał się przemęczać. Tak samo nie zalecę lekarstw tam, gdzie nie ma wskazań a jedynie mogłyby ułatwić życie właścicielowi. Usunięcie kłów psu też ułatwia życie właścicielom, a eutanazja psa rozwiązuje wszystkie problemy. Takich metod pracy jednak nie stosuję domyślnie.

    Czy ja pomogę jeśli ktoś nie pomógł? Nie wiem jak pracowaliście, może to właściciele nie dość zostali zmotywowani do zmian? Nie chcę porównań, unikam krytyki czyjejś pracy. Państwa też nie krytykuję za postępowanie z psami. Pomogę jeśli zechcecie się do mnie zwrócić.


    Zoopsycholog - mgr Urszula Małoszewska-Cyrulińska